Diabeł umiera w Hawanie
Maciej StasińskiZa pierwszym rzędem oświetlonych i odnowionych w ostatnich latach kolonialnych
kamienic, w których mieszczą się restauracje pełne zagranicznych turystów, zaczyna się
gąszcz ciemnych zaułków. Uliczkami płyną ścieki, cuchną fekalia. Mury się kruszą, łuszczą
z tynku, na chodnikach leży gruz. Wodę do domów dowożą beczkowozy. Z dziedzińcówwyziera bieda, opuszczenie, zaniedbanie. Rozwalone schody zastąpione spiętrzonymi
skrzyniami i żelaznymi rusztowaniami, budki przyczepione do murów jak kurniki. Krokwie
„rusztów”, czyli dobudowane w połowie pięter dla pozyskania przestrzeni, prowizoryczne
stropy, które walą się pod ciężarem stłoczonych lokatorów, gdy dmie cyklon lub leje
tropikalny deszcz. Słabo świecą nagie żarówki na zwisających kablach. W zakamarkach, pod
ścianami czmychają szczury.
W mieszkalnych norach, za brudnymi szybami lub otwartymi drzwiami siedzą przed
telewizorami smutni ludzie. Oglądają telenowele, które godzinami przeplatają się
z rewolucyjnymi sabatami.
Tu, inaczej niż w São Paulo czy Caracas, slumsy nie oplatają wybujałych, nowoczesnych
centrów miast. Tu są w sercu miasta.
------------